Jacek Pawelec
Życzenia Noworoczne Zarządcy Nieruchomości

       Przyglądając się toczącej dyskusji na temat przyszłego kształtu samorządu zawodowego można wysnuć pogląd, iż liczba zwolenników liberalizacji rynku zarządzania ma przytłaczającą przewagę więc możemy spać spokojnie. Jednak rzeczywistość nie jest taka różowa jak może się wydawać. Ostatnia dyskusja programowa na V Kongresie PFSZN mogłaby wskazywać, iż zwolennicy poglądów znajdują się w mniejszości. Jednak warto poznać poglądy zarządców nieruchomości – członków zgrupowanych w stowarzyszeniach lokalnych. Tam dominuje pogląd, że izba gospodarcza może być panaceum na wszystko. I fakt ten nie powinien budzić naszego zdziwienia. Ileż nowych synekur, interesików przysporzyć może nam koncepcja izby gospodarczej. Wszakże większość zarządców nieruchomości wywodzi się spośród dawnych pracowników przedsiębiorstw gospodarki mieszkaniowej (urzędnicy państwowi i gminni), którzy od niedawna zasmakowali gospodarki rynkowej i nie wszystkim się układa się tak jak sobie zamarzyli.
       Stąd i próby dążenia do powołania izby gospodarczej, do której zadań między innymi by należało regulowanie dostępu do rynku zleceń, czy też żądanego wynagrodzenia za zarządzanie nieruchomościami wzorem innych korporacji zawodowych. W dzisiaj obowiązujących kodeksach etyki, niektórych stowarzyszeń znajdujemy na przykład zapisy o zakazie prowadzenia marketingu na obszarze działania innego zarządcy, czy też o zakazie konkurowania ceną świadczonych usług.
       Jak widać część środowiska ogarnia nostalgia za czasem minionym, za wielkim bratem, który ureguluje wszystko. Przejawów takiego myślenia znajdziemy bez liku. Chociażby w niedawnych zapisach ustawy o gospodarce nieruchomościami lub w samej nazwie dzisiaj istniejącego Departamentu Regulacji Rynku Nieruchomości w Ministerstwie Transportu i Budownictwa. Świadczy o tym również cały system postępowania kwalifikacyjnego dla osób ubiegających się o licencje zarządcy nieruchomości. Nowi adepci są bowiem egzaminowani ze stopnia pamięciowego opanowania ustaw liczących po 100 i więcej artykułów, które często natychmiast po egzaminie ulegają zmianie. Jakby nie można się było zadowolić sprawdzeniem umiejętności posługiwania się normami prawnymi.
Sama nazwa licencja świadczy o chęci tworzenia atmosfery ograniczenia dostępu do zwodu, jakby nie można byłoby skorzystać z określenia „uprawnienia do wykonywania zawodu”. Warto również odnotować nie tak dawny „znamienity” pomysł mojego ulubionego „Departamentu Regulacyjnego”, który znalazł swoje miejsce w rozporządzeniu z dnia 17 lutego 2005 regulującym zasady nadawania uprawnień i licencji zawodowych w dziedzinie gospodarowania nieruchomościami oraz doskonalenia kwalifikacji zawodowych przez rzeczoznawców majątkowych, pośredników w obrocie nieruchomościami i zarządców nieruchomości Ministra Infrastruktury, jawiącym się jako sposób oceny podnoszenia kwalifikacji zawodowych poprzez liczenie liczby dni „bywania” na kursach, szkoleniach czy konferencjach związanych z zarządzaniem nieruchomościami. Pomysł, który zmaterializował się w wyżej cytowanym rozporządzeniu może świadczyć wyłącznie o próbach zurzędniczenia wszystkiego, co można i ma sprzyjać walce z przejawami liberalizmu rynkowego (co wpisuje się również dzisiaj, w linię walki z liberałami, wytyczoną przez jaśnie panującą nam Partię)
       Jednak na szczęście o tym, jaka będzie przyszłość zadecyduje mam nadzieję, co innego. Liczę na efekt kuli śnieżnej, bowiem raz rozpoczęty proces liberalizacji rynku zarządzania raczej trudno będzie zatrzymać, czego ilustracją była dyskusja na V Kongresie PFSZN w Warszawie.
       Myślę, że z upływem czasu, ten kierunek myślenia zyska przewagę w naszym środowisku czego nam wszystkim Zarządcom życzę w Nowym Roku.
Jacek Pawelec
Gdańsk grudzień 2005