Tadeusz Żurowski

Co z tym arbitrażem?

Jeszcze się taki nie urodził, co by umiał wymienić wszystkie powody konfliktów między zarządcą, a
jego klientelą. Szczególnie, jeśli chodzi o wspólnoty. Dochodzą jeszcze konflikty między sąsiednimi
wspólnotami – stare jak świat spory sąsiedzkie, już może nie o miedzę, a o miejsca parkingowe, płoty,
trawniki…
Są konflikty wielkie, fundamentalne, żeby nie użyć modnego słowa: medialne, są też i małe śmieszne i
nikomu nie potrzebne, ale nie mniej zaciekłe niż te duże.
Co z nimi robić? Nie każdy zatarg nadaje się do sądu. W dodatku nie zawsze sąd jest najlepszym
rozwiązaniem. Czy sąd musi się znać na wszystkim? Czy powoływani przez sąd biegli są zawsze
najmądrzejsi? A przecież nie zawsze sprawa jest raka, żeby trzeba było wskazywać winnego i karać
go. Nie zawsze też warto wydawać majątek na adwokata.
Rozwiązaniem wydaje się być arbitraż. Taki prawdziwy, nie fasadowy arbitraż. Taki, jaki przez
pokolenia zdołały sobie wyhodować kraje starej demokracji. Arbitraż złożony z doświadczonych
zarządców, znających nie tylko przepisy, ale i życie. Potrafiących znaleźć dobre rozwiązanie dla
każdego problemu. A jednocześnie solidnie przeszkoleni w technikach negocjacyjnych i mających
jasno wytyczony cel: doprowadzić do zgody. Założę się, że tak pomyślany arbitraż łatwo znajdzie
swoich zwolenników i będzie mieć zawsze pełne ręce roboty.
Jest w Polsce grupka ludzi dobrej woli, którzy od kilku lat starają się zbudować taki właśnie arbitraż.
Sprowadzają z Anglii i USA najlepszych prelegentów, organizują szkolenia, dwoją się i troją, żeby coś z
tego wyszło. Najwięcej zdziałali w tym zakresie rzeczoznawcy majątkowi, którzy taki arbitraż przy
swojej federacji utworzyli. Zaniedbali może reklamy: zbyt mało ludzi wie o czymś takim. Ale to działa.
Ja jednak uważam, że największą potrzebę stworzenia arbitrażu odczuwa środowisko zarządców.
Dlaczego? Ano, co starałem się zilustrować już na początku, chodzi tu o wieloletnią współpracę, a nie
o wyrywkowe zlecenie, jak u pośredników czy rzeczoznawców. Chodzi tu o trudne, pełne zasadzek
życie codzienne z jego problemami i konfliktami.
Dlaczego więc nie ma ludzi, którzy chcieliby stworzyć arbitraż dla zarządców? Przy naszej Federacji od
prawie trzech lat istnieje grupa inicjatywna ds. arbitrażu. Kilka miesięcy temu, chcąc wreszcie ruszyć
ten temat, rozpuściliśmy wici wśród naszych członków, aby zgłaszali się chętni do współpracy. I co? Z
całej wielkiej federacji zgłosiło się pięć osób, które zresztą poprzestali na podaniu swoich nazwisk i o
całej sprawie zapomnieli. Więc, może dać sobie spokój?