Tadeusz Żurowski

Walka o standardy

Zgódźmy się, że są na świecie kraje, które nie miały komunistycznej przerwy w życiorysie, i w których w związku z tym praktyczna wiedza o zarządzaniu nieruchomościami stoi na wyższym poziomie, niż u nas. Doświadczeni zarządcy z tych krajów pytani swego czasu przez Lidię Henclewską z polskiego oddziału IREM o standardy zawodowe nie kryli swego zdumienia. – Jedynym standardem zarządców, oprócz wiedzy fachowej, jest przestrzeganie etyki zawodowej – odpowiadali – reszta to procedury, a te stanowią dorobek i starannie chronioną tajemnicę każdej dobrej firmy zarządzającej.
Z punktu widzenia zdrowego rozsądku trudno cokolwiek zarzucić temu rozumowaniu, jednak dla urzędnika jest ono nie do przyjęcia. Toteż decydenci z byłego UMiRM, którzy wiedzą wszystko lepiej, postanowili zmusić zarządców do stworzenia standardów. – Skoro mają je rzeczoznawcy, i was nie może to ominąć – stwierdzili i wpisali obowiązek uzgodnienia standardów zawodowych do ustawy. Nie ma co kryć, mieli w tym swój interes. Otóż, dopóki nie ma standardów zawodowych, KOZa nie ma „za co złapać” delikwenta. Dopiero standardy zawodowe dają jej do ręki formalne narzędzie oceny. Chciałbym, żeby KOZa, która przecież skądinąd wcale nie spełnia oczekiwań społecznych, działała jak najlepiej, bo jestem przeciwko wszelkim ignorantom czy cwaniakom zawodowym, psującym opinię całemu środowisku. Jednak, czy rzeczywiście mamy tworzyć coś niepotrzebnego, a może nawet głupiego wyłącznie po to, żeby zadowolić urzędników?
Nasza federacja stoi na stanowisku, że standardy zawodowe to zły pomysł. Tej opinii nie podzielają jednak pozostałe federacje, które ochoczo podjęły apel UMiRMu i porodziły swoje standardy. Czytałem je wszystkie i nie umiałem odnaleźć w nich sensu. Tego prawdziwego sensu, to znaczy, żeby były pożyteczne, pomocne dla samych zarządców. Żeby pomogły im lepiej pracować. To smutne, ale nawet standardy opracowane przez przywódcę najmłodszej i zarazem (jeśli oprzeć się na jego własnych zapewnieniach) najlepszej federacji nie sprawiały wrażenia, by były wynikiem starań stworzenia polskim zarządcom nieruchomości przyjaznego i zarazem pożytecznego pomocnika. Wszystkie te „dzieła” stanowią chaotyczną mieszaninę nakazów pseudo-etycznych z dziwnymi na ogół procedurami zawodowymi. W sumie: niestrawne gnioty.
Ministerstwo jest jednak zadowolone. Nie szuka przecież w standardach niczego sensownego. Jego jedynym celem jest wypełnienie wspomnianego wymogu ustawy. Walka o standardy zarządców nabrała więc rumieńców. Z inicjatywy Ministerstwa w marcu rozpoczęły się procedury uzgadniania. Zapewne przyniosą w końcu jakieś rezultaty. Powstanie jakieś dziwne dzieło, którego pewnie nikt nie będzie chciał nawet przeczytać, bo nikomu nie przyniesie pożytku. Jako owoc uzgodnień i kompromisów, być może na tyle zatraci resztki sensu, że okaże się niestrawne nawet dla KOZy. Ale święty obowiązek wypełnienia wymogów ustawy zostanie spełniony. A przecież można by po prostu ten niefortunny artykuł z ustawy usunąć, o co wnioskowała nasza federacja. Można by, gdyby chodziło o zdrowy rozsądek, a nie o uzasadnienie własnego istnienia.